Niełatwo jest być pionierką, ale jakże jest to fascynujące! Nie zmieniłabym ani jednej chwili, nawet tych najgorszych momentów, za żadne skarby świata!*
Końcówka lat 60. XIX wieku, Colorado Springs. Jeśli boli cię ząb, to prawdopodobnie idziesz do kowala. Możesz też odwiedzić długowłosego barmana, który zaleje ci ból whiskey zza lekkich drzwi saloonu. W świecie kurzu i róży pustyni, na łaciatym koniu telepie się waleczna Jane Seymour, czyli serialowa doktor Quinn, dr Mike (tzn. Michaela, jednak żeńskie imię zdyskwalifikowałoby ją już na starcie starań o posadę lekarki w ówczesnym świecie). O ile pamięć z lat 90. mnie nie myli, pół sezonu zajęło jej przekonanie sąsiadów, że kobieta również może leczyć. Nie ziołami, czarami i dobrym słowem, ale wiedzą, lekami, a nawet skalpelem. To oczywiście wymyślony na potrzeby produkcji telewizyjnej scenariusz i ufam, że nie tylko ja go pamiętam. Ale tu niespodzianka – taka historia mogła wydarzyć się naprawdę.
Bohaterka miałaby na imię Elizabeth, po tacie Blackwell, w domu nazywana Little Shy. Amerykanką stałaby się dopiero po kilku odcinkach swojego życia. Najpierw urodziłaby się w Anglii, 3 lutego 1821 roku. I choć ciężko ustalić, czy twórcy serialu Doktor Quinn faktycznie inspirowali się pierwszą lekarką w historii, prawdą jest, że mniej więcej w podobnym do przedstawionego w fabule czasie, Elizabeth Blackwell przetarła szlak dla wszystkich kobiet, chcących kiedykolwiek podjąć studia medyczne.
Czym skorupka za młodu
Jako czwarta z rodzeństwa, dorastała pod czujnym okiem wyjątkowo liberalnych, jak na drugą połowę XIX wieku, rodziców. To wyjątkowe podejście przejawiało się choćby w niechęci do stosowania wobec dzieci kar cielesnych, przemocy fizycznej. Para wierzyła również, że każde dziecko powinno mieć możliwość nieograniczonego rozwoju swoich talentów. Dlatego też cała dziewiątka rodzeństwa uczyła się tak samo, prywatnie, we własnym domu. Tym sposobem Elizabeth otrzymała wykształcenie, jakiego mógłby jej pozazdrościć niejeden chłopak, nawet współcześnie.
Ojciec dziewczyny, Samuel Blackwell, był stosunkowo bogatym producentem cukru, jednak gdy Elizabeth miała 11 lat, pożar zniszczył ich rodzinną firmę. Nowe życie możliwe było jedynie w Ameryce, krainie złotych szans. To właśnie o nich myślała Little Shy, trzymając za rękę młodszą siostrę Emily, podczas rejsu rozległym oceanem. Do nowego, równie słodkiego świata.
Nowy Jork, nowe życie
– Czarni niewolnicy zasługują na wolność. Jak można prowadzić biznes oparty na ludzkim nieszczęściu? – pytał w najlepszej wierze Samuel, u progu wymarzonego amerykańskiego snu. Innym to nie przeszkadzało, on jednak nie mógł tak pracować, choć wykorzystanie taniej siły roboczej przy produkcji cukru wydawało się jedyną dostępną opcją. Jako aktywny reformator abolicjonista, zaszczepił w dzieciach silne poczucie dążenia do sprawiedliwości. Elizabeth już w dzieciństwie zdecydowała się na swój pierwszy osobliwy protest – bojkot konsumencki wymierzony w handel niewolnikami. Zrezygnowała z używania cukru w ogóle. Jako nastolatka angażowała się też w manifestacje i akcje na rzecz lokalnej społeczności swojego nowego świata.
Aby jednak jej ojciec mógł nadal pracować, w 1837 roku rodzina przeniosła się do Cincinnati w Ohio. Jednym z powodów przeprowadzki było zainteresowanie Samuela uprawą buraków cukrowych, alternatywy dla przymusowej pracy niewolników. Trzy tygodnie po podróży mężczyzna zmarł, zostawiając wdowę z 9 dzieci i niespłaconymi od czasów pożaru długami.
To co niemożliwe
Szesnastoletnia Elizabeth musiała pomóc matce utrzymać rodzinę przy życiu. Blackwellowie postanowili wspólnymi siłami otworzyć małą szkołę dla młodych kobiet i czarnych dzieci. Uczono w niej wszystkich przedmiotów w języku angielskim i francuskim. Jednocześnie Cincinnati tonęło w konserwatywnych, proniewolniczych nastrojach, co stopowało wszelką dodatkową działalność dziewczyny.
O tym, co tak naprawdę chce robić w życiu, zdecydowała gdy miała 24 lata. To właśnie wtedy umierająca przyjaciółka wyznała jej, że najgorszym etapem choroby była opieka szorstkiego, nieczułego lekarza-mężczyzny. – Jesteś młoda i silna, powinnaś zostać lekarką. – zachęcała.
– To nie możliwe – odpowiedziała asekuracyjnie Elizabeth. Wiedziała, że żyje w czasach, w których szanse zawodowe kobiet ograniczały się do prac gospodyń, nauczycielek i co najwyżej pielęgniarek. Ale od tego momentu wspomnienie słów przyjaciółki towarzyszyło jej nieustannie.
Dużo później, w swojej opublikowanej na przełomie wieku książce o zawodzie lekarza, pisała: „Nienawidziłam wszystkiego co związane z ciałem, nie znosiłam ilustracji z książek medycznych”. Do jej ulubionych przedmiotów należała historia, najchętniej zgłębianą dziedziną pozostawała metafizyka. Odrzucała ją sama myśl o fizycznej strukturze organizmu. I gdyby miłość do anatomii oceniana była przy aplikacji na studia medyczne, Elizabeth prawdopodobnie nigdy nie przekroczyłaby progu żadnej uczelni wyższej. Empatia jednak okazała się ważniejsza.
Gdy zamykają ci drzwi…
Dziewczyna postanowiła spróbować. Przyjaciele rodziny już na starcie odradzali jej ten szalony pomysł. Prawie wszystkie szkoły medyczne odrzuciły jej aplikację. Od profesorów słyszała, że na zajęcia dostanie się jedynie wtedy, gdy przebierze się za mężczyznę. Inni odsyłali ją do Paryża. „Ani podróż do Europy, ani przebieranki za chłopaka mnie nie interesowały, nawet przez sekundę tego nie rozważałam”, pisała. „Dla mnie ta decyzja była moralną krucjatą w imię sprawiedliwości i zdrowego rozsądku. Nie zamierzałam się tam dostawać po ciemku i tylnym wejściem, ale otwarcie, na oczach wszystkich, z całym pakietem publicznych sankcji”.
Każda z większych uczelni zamykała przed nią drzwi. Przyjęcia odmówiło jej 29 placówek. Poszerzyła więc pole poszukiwań o mniejsze instytucje, tak zwane „wiejskie szkoły” z północy. Ostatecznie w oparach żartu przyjęto ją do genewskiej Szkoły Medycznej (obecnie Hobart Collage). Decyzję tę pozostawiono w rękach ubawionych niecodzienną aplikacją studentów. Zagłosowali na tak, licząc na dobrą zabawę kosztem dziewczyny. W niedługim czasie przekonali się, iż Elizabeth może być taką samą, a nawet i lepszą studentką od nich.
Mimo że z biegiem czasu koledzy z uczelnianych ław zaakceptowali ją całkowicie, w rodzinnym mieście Elizabeth uznana została za… nieprzyzwoitą. Nikt z sąsiadów nie chciał z nią rozmawiać, największą niechęć okazywały jej inne kobiety. Jedynie za zamkniętymi drzwiami uczelni czuła się dobrze, choć wątpiło w to wielu wykładowców. Na jednych z zajęć dr James Webster zasugerował, by nie pojawiała się na jego wykładach, bowiem prezentowane treści mogą być zbyt wulgarne dla „delikatnego kobiecego umysłu”. Elizabeth jednak została do końca. W 1849 roku, jako pierwsza Amerykanka ukończyła studia medyczne. Z odnotowanym w papierach wyróżnieniem.
„Czułam większa determinację aby zostać lekarką, niż można by przypuszczać. To dodatkowo ustawiało silną barierę, mur nie do przebicia dla kogoś, kto wpadłyby na pomysł by zaciągać mnie przed ołtarz. Musiałam mieć jakiś obiekt w życiu, który wypełniał tę próżnie. I zapobiegł ewentualnym smutkom.”, pisała o swoich studiach pamiętniku.
Cel życia
Z dyplomem lekarki wyruszyła do Paryża, by uczyć się dalej w szpitalu położniczym. Wbrew wcześniejszej niechęci do ludzkiego ciała, rozważała nawet specjalizację chirurgiczną. Uniemożliwiła jej to infekcja przez którą w Europie straciła wzrok w jednym oku. Gdy po dwóch latach wróciła do Stanów, miała już wiele pomysłów jak leczyć. Z chęci realizacji i z prozaicznej potrzeby zarobienia jakichkolwiek pieniędzy, otworzyła szkołę medyczną dla kobiet. Założyła także aptekę, w której kobiety w końcu mogły kupować potrzebne im na co dzień lekarstwa.
Główny cel był jednak inny – szpital dla dzieci i kobiet. O tak przełomowym kroku marzyła od dawna. Plan udało się zrealizować w 1857 roku. W Nowym Jorku powstała pierwsza na świecie przychodnia prowadzona przez kobiety lekarki, m.in. młodszą siostrę Elizabeth i równie cenioną dr Marię Zakrzewską. Placówka działa do dziś jako New York Downtown Hospital.
Informacje o aktywności lekarek zza oceanu rozchodziły się po całym świecie. Do Elizabeth docierały listy z prośbami, by wróciła do Anglii zrobić dla europejskich kobiet to samo, co uczyniła już dla Amerykanek. Zgodziła się. Nowojorska przychodnia została pod opieką Emily. Elizabeth przez kolejne 40 lat czynnie działała w Anglii na rzecz praw kobiet, otwierając podobne do amerykańskiej placówki.
Ze sprzeciwem do końca
Tak jak zapowiadała od lat młodości, nigdy nie wyszła za mąż. Sama adoptowała córkę, irlandzką sierotę Kitty Barry. Intencje Elizabeth oceniane są różnie. Prócz chęci pomocy i poczucia obowiązku, można dopatrzeć się w nich wygody. Kitty w życiu lekarki pełniła funkcję swego rodzaju pomocy domowej.
Po przejściu na emeryturę, Elizabeth skupiła się głównie na pracy reformatorskiej. Pod koniec XIX wieku zwróciła się ku chrześcijańskim ideom reform moralnych, czystości seksualnej i planowania rodziny. Jednocześnie do końca życia wspierała idee walki o prawa kobiet czy zachowanie etyki lekarskiej. Głośno sprzeciwiała się także praktykowanym ówcześnie wiwisekcjom.
Zmarła 3 maja w 1910 roku, gdy miała 89 lat.
Od 1949 roku American Medical Women’s Association przyznaje medal jej imienia, za wybitne osiągnięcia kobiet w praktyce medycznej.